Strona:PL Lange - Miranda.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ni z pewnym znajomym i najspokojniej mówiliśmy o zdarzeniach ówczesnych. Umyślnie podkreślam że mówiliśmy najspokojniej, gdyż żadnej namiętności ani we mnie ani w nim nie było. Prowadziliśmy spór: on dowodził, że Rosja wygra; ja zaś — że przegra.
Wykazywałem, że niema absolutnie nadziei, aby Rosja mogła mieć jakikolwiek sukces: dowodziłem matematycznie przez a plus b.
I otóż moja algebra nie podobała się jakiemuś sąsiadowi, na którego nie zwracałem uwagi.
Ten, widać dobrze zorjentowany sąsiad, nagle wyszedł, ale wkrótce powrócił w towarzystwie żandarma — i wskazując moją osobę, oświadczył, że ja wygłaszałem opinje szkodliwe dla armji rosyjskiej i dla.państwa, że jestem „porażeniec“, że wróżę pogrom Rosji it.d.
Żandarm, wysłuchawszy tego wszystkiego, z wyszukaną grzecznością rzekł mi:
Pożałujcie.
Cóż miałem robić? Pożałowałem. Słowem aresztowano mnie, a wkrótce potem znalazłem się w wagonie i jechałem w niewiadomym kierunku — na północo — wschód. Jakoż zostałem wysłany do Irkucka, a potem nad jezioro Bajkał, do miejscowości Li-cza-cheń.
Zarówno w więzieniu, jak i w drodze interesował mnie nie tyle mój własny los, ile jedna sprawa, którą się jak najżywiej zajmowałem w czasie, gdy cały świat był opętany wojną.
Z przyczyny wady w płucach zostałem uznany za niezdatnego do służby wojskowej — i mogłem się oddać innym sprawom. Co do mojej rodziny, to wiedziałem, że jej byt jest zabezpieczony i że nic złego jej nie zagraża.
Jedyna sprawa, której, jadąc na wygnanie, żałowałem najwięcej, była to Miranda, osoba tak niepospolita, że drugiej istoty ludzkiej — takiej jak ona — spotkać mi się nie zdarzyło.