Strona:PL Lange - Miranda.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wkrótce zadzwoniono i wystąpił Czarwaka, przez pewną grupę obecnych powitany hucznym oklaskiem.
Czarwaka jest doskonałym mówcą, pełnym ironji i ognia. Często wywołuje śmiech śród słuchaczy, czasami wielki entuzjazm. Jest to mężczyzna łat koło czterdziestu, o czarnych włosach i czarnem płomienistem oku. Głos ma mocny i melodyjny, wymowę płynną.
Nie mogę tu powtarzać jego długiej mowy — i tylko w streszczeniu ją podam. Główny zarzut, jaki Czarwaka stawia organizacji Słońcogrodzkiej polega na tem, że jest ona niezgodna z naturą. Świat opiera się ina ewolucji przyrodzonej i człowiek materjalny taki np., jak Telury lub Kalibany z biegiem czasu podniesie się na wyższy stopień rozwoju i sam z siebie wyłoni swego astrala: jest bowiem rzeczą prawdopodobną, że świat materjalmy prędzej czy później przezwycięży sam siebie; wyzwoli się z materji i zmieni się w świat astralny. Ale musi to być wywołane samoistnem działaniem planety, fal kosmicznych, psychoplazmy idącej z nieskończoności, rozwoju kultury wewnętrznej człowieka i t. d., nie może zaś być owocem woli ludzkiej i sztucznych wynalazków. Słońcogrodzianie zadają gwałt naturze: póki jeszcze człowiek jest człowiekiem, wydobywają z niego widmo, nadając mu byt realny, a natomiast w nicość obracając jego ciało. Ciało to staje się widmem szczególnem, gdyż ono nie znika, ale gdzieś krąży w przestrzeni tak, że pewnego dnia, zazwyczaj w chwili śmierci, ukazuje się w całej pełni na nowo. Zdematerjalizowane ciało przestaje być czynnikiem ważkim naszego życia; zmaterjalizowany astral staje się wszystikiem. Powiedzą mi, że ten astral jest istotą wyższą od Człowieka; że ma daleko doskonalsze zmysły, że umie latać po powietrzu, że stanął po nad prawami na-