byłby się ubiegał o wszelkie szczyty jak Cezar, byłby przemawiał jak Demostenes, a umarł jak Katon. Ale poniżone, niewdzięczne i ukryte przeznaczenie, mimowoli pogrążało go w ciągłéj bezczynności i rozmyślaniu. — Miał skrzydła ale niemiał powietrza w któreby wzleciał. Umarł młody, przestrzeń okiem pochłonął, ale jéj nie przebiegł. Światem jego było marzenie. — Niech więc marzenie to urzeczywistni się przynajmniéj w jego niebie!
Czy znacie portret Rafaela dziecięcia o którym dopiero wspomniałem? Jest to twarz szesnastoletnie, nieco blada, nieco ogorzała od rzymskiego słońca, ale na któréj policzkach jeszcze kwitnie puch dziecięcy. Po aksamicie jego ciała zdaje się igrać prostopadły promień światła. Łokieć młodzieńca oparty na stole, a podniesiona ręka dźwiga głowę na dłoni spoczywającą; cudnie wyrobione palce wyciskają lekką białą bruzdę na podbródku i policzku. Usta delikatne, melancholijne i marzące; nos cienki między oczami lekko niebieskawym kolorem odznaczony, jakby przez delikatną skórę jego przebijały się niebieskawe żyłki; oczy, ciemno-niebieskie koloru podobnego do nieba w Apeninach przez poranną zorzą: patrzą przed
Strona:PL Lamartine - Rafael.djvu/11
Wygląd
Ta strona została przepisana.