Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
71

bodnie, że nie zapadł się w niezgłębioną przepaść, dręczony wstydem i żalem.
I ona była niegdyś młoda, jak inne, ale miłości nigdy nie lubiła. Nigdy nie dała się skusić tańcem i pieszczotą. Zakurzona, z oberwanemi strunami wisiała gitara jej matki na strychu. Nigdy nie śpiewała do jej wtóru pieśni o miłości.
Na oknach stały w wazonikach róże jej matki. Ledwie, że je podlewała. Nie lubiła kwiatów, tych dzieci miłości. Listki na nich były zakurzone — między gałązkami snuły się pajęczyny, a pączki nigdy się nie rozwijały. W ogródku pani Moräus, gdzie motyle fruwały i ptaszki śpiewały, gdzie wonne kwiaty przesyłały rojom motyli miłosne pozdrowienia, gdzie wszystko mówiło o tem, czego nienawidziła — bywała bardzo rzadko.
Zdarzyło się, że gmina Svartsjö sprawiła organy do kościoła. Było to w lecie, na rok przed zajęciem Ekeby przez rezydentów. Do miasteczka przybył młody organmistrz i sprowadził się do pani Moräus, a mianowicie zajął drugą izdebkę na poddaszu.
Że młody organmistrz nie był mistrzem w swoim zawodzie — być może. Ale nie ulega wątpliwości, że chłopiee z niego był wesoły, a z oczu promieniał mu blask słoneczny. Dla każdego miał on grzeczne słówko, dla starych i młodych, ubogich, czy bogatych. Niebawem też stał się przyjacielem swoich współlokatorek — ba, więcej niż przyjacielem.
Gdy wieczorem wracał z roboty, trzymał pani Moräus nici do zwijania lub pracował w ogródku z dziewczętami. Deklamował „Aksel“ lub śpiewał