Przejdź do zawartości

Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
64

oddawna nie żyje. A ja wiem przecie, że dopiero lat pięć upłynęło od śmierci Ebby, a zresztą mówisz, żeś sama to wszystko przeżyła — a nie jesteś starą! — Powiedz mi, kto był owym mężczyzną.
Anna Stjaernhök roześmiała się.
— Chciałaś historyi miłości, opowiedziałam ci tedy taką, która ci i łzy wycisnęła i wywołała niepokój.
— Alboż to nieprawdziwe zdarzenie?
— Wymysł od początku do końca!
— Paskudna jesteś, Anno!
— Być może... Ale panie się już obudziły, panowie też wrócili do sali, trzeba wejść.
We drzwiach powstrzyuał je Gösta Berling, który przyszedł zajrzeć, co robią.
— Proszę o chwilę cierpliwości — powiedział z uśmiechem. — Nie będę pań dręczył dłużej nad dziesięć minut, ale teraz muszą panie posłuchać kilku wierszy.
I opowiada im, że ostatniej nocy tak żywo śnił, jak nigdy przedtem, a mianowicie śniło mu się, że pisze wiersze. On, którego ludzie nazywali „poetą“, chociaż dotąd przezwisko to nosił zgoła niesłusznie, wstał pośród nocy i napół we śnie, na pół na jawie zasiadł do pisania. Rano znalazł na stole cały poemat. Nigdy czegoś podobnego nie przypuszczał o sobie.
I począł odczytywać.
Gdy skończył, odezwała się Anna żartobliwym tonem, lecz z gardłem ściśniętem trwogą:
— Mówią o tobie, Gösto, że więcej poematów przeżyłeś, niż napisali inni, którzy przez całe życie