Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51

bezdomnych wspomnień, na niebieskich językach płomieni widziałabym wygnane duchy tego domu. Przyszłoby mi na myśl, jak smutek upiększa, jak nieszczęście otacza blaskiem; płakałabym, jak gdyby świątynia dawnych bogów przeznaczona była na zagładę.
Cyt, złowróżbny kruku! Czekaj, aż nadejdzie, skoro chcesz zawodzie, idąc w zakład z leśnymi puszczykami. Jeszcze stoi zamek Borg w blasku słonecznym, osłoniony parkiem olbrzymich jodeł, a śnieżne pola na dole skrzą się w ostrych promieniach marcowego słońca — wśród ścian jego rozbrzmiewa jeszcze radosny śmiech wesołej hrabiny Elżbiety.
W niedzielę jeździła ona do kościoła w Svartsjö, leżącego w pobliżu Borgu, a po nabożeństwie zapraszała małe grono do siebie, na zamek. Bywali tam burmistrz z Munkerud z żoną, kapitan z Bergi z rodziną, kapelan i zły Sintram.
Jeżeli i Gösta Berling przybył pieszo po lodzie do Svartsjö, zapraszała i jego. Dlaczegoż nie miałaby zaprosić Gösty Berlinga?
Nie wie przecież, że plotkarki zaczęły już szeptać o tem, iż Gösta Berling zbyt często zjawia się na wschodnim brzegu, zapewne, aby zobaczyć się z młodą hrabiną. Być może, iż przychodzi napić się wina z Sintramem i zagrać z nim w karty; ale to nie byłoby dziwnem, wszak wiadomo, że ciało jego z żelaza — z sercem jednak zgoła inna sprawa. Nikt nie chce wierzyć, aby mógł spoglądać na parę pięknych oczu, jasne włosy, okalające białe czoło — i nie zakochać się...