Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
141

Po jej odejściu milczenie zaległo w chacie.
— Panie, chwała niechaj Ci będzie na wieki! — zawołał niespodzianie starzec.
Wszyscy spojrzeli na niego. On wstał i począł rozglądać się wokoło.
— Złością — wszystko było tylko złością! — mówił. — Wszystko, co widziałem od chwili, gdym oczy otworzył, było złością. Zli mężczyźni, złe kobiety, nienawiść i złość w lasach i na polach. Ale ona jest dobra. Dobry człowiek bawił w domu moim. O niej będę myślał, gdy będę samotny, na ścieżkach leśnych będę ją miał blizko siebie.
Pochylił się nad Göstą, rozwiązał go i podniósł. Potem uroczyście podał mu rękę.
— Opuszczony przez Boga — powiedział i skinął głową. — Oto przyczyna. Ale teraz nie jesteś nim więcej i ja też już nie jestem od chwili, gdy ona w domu moim przebywała. Ona jest dobra.
Nazajutrz zjawił się stary Hök u sędziego Szarlinga.
— Chcę krzyż swój dźwigać — odezwał się. — Byłem złym człowiekiem, dlatego miałem złych synów.
I prosił, czyby nie mógł pójść do więzienia, zamiast syna. Ale to nie dało się zrobić.
Wzruszający był to widok, gdy towarzyszył swojemu synowi, krocząc obok wozu więziennego, gdy spał pod jego kuźnią i nie odstępował go do ostatniej chwili.