Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
122

— Gösto Berlingu, jakże zamierzasz wspierać ubogich? Wszak ciągniesz jeszcze za sobą skutki wszystkiego zła, które popełniłeś. Najpierw musisz, ty i ci, których kochasz, ponosić skutki nieszczęścia, któreś ty posiał.
Przystąpił nagle do trumny i padł na kolana.
— Pomóż mi być sługą ubogich — zawołał — pomóż mi, abym ukochanej nie zasmucił nigdy więcej!
Raz po raz powtarzał:
— Pomóż mi, abym odtąd nie sprowadzał zmartwienia, hańby, nędzy i innych nieszczęść na ziemię!
Wtem jakaś ciężka dłoń spoczęła na jego ramieniu. Za nim stał Sintram.
— Gösto, jeżeli chcesz spłatać komu doskonałego figla, to zabij się. Nic bardziej rafinowanego, jak umrzeć, nic nie może prawemu człowiekowi sprawić gorszej niespodzianki, jak śmierć zupełnie niespodziewana. Mówię ci: umrzyj!
— To byłoby też i dla mnie najlepsze!
— Przedtem jednak obmyśl coś, Gösto, czembym tego tu w trumnie mógł rozzłościć.
— Czy cię oszukał?
— Naturalnie! Jak mnie tu widzisz, chłopcze, ocyganił mnie! Udawał głuptaka i zadrwił sobie ze mnie, który uwierzyłem w jego głupotę, a on tymczasem był na tyle przebiegły, że w najstosowniejszej chwili sobie umarł. Ale odpłacę mu to! Zerwę kir i wieniec z jego trumny, wywrócę ją i zdepczę!