Przejdź do zawartości

Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
111

nietknięte. Jakiś człowiek odwrócił od nich cios, ale sam legł nieprzytomny na ziemi.
Siłacz nie podniósł już deski do uderzenia. Wzrok męża padł na niego, gdy deska godziła w jego głowę, a wzrok ten go obezwładnił. Pozwolił się związać i odstawić bez oporu.
Lotem błyskawicy po całym jarmarku rozeszła się wieść, że siłacz Mäns ubił kapitana Lenarta. Opowiadano, że przyjaciel ludu zginął, ratując bezbronne kobiety i dzieci.
I cisza zaległa na obszernym placu, gdzie przed chwilą wrzało szalone życie, ruch ustał, bitki się skończyły, przerwano traktament w namiotach, napróżno linoskok zapraszał widzów. Przyjaciel ludu umarł, lud okrył się żałobą. W głębokiem milczeniu gromadzą się wszyscy około miejsca, na którem padł. Leży rozciągnięty na ziemi, zupełnie bezprzytomny; żadnej rany dojrzeć nie można, tylko czaszka jest zapadnięta.
Kilku ludzi podnosi go ostrożnie na desce, którą porzucił bohater. Zdaje im się, że jeszcze żyje.
— Gdzież go zanieść? — pytają wzajem.
— Do domu — odpowiada z tłumu jakiś głos szorstki.
Zraniona głowa leżała na twardym tapczanie w więzieniu, na wiązce słomy w stajni po wyjściu z niego.
— Niechże teraz wreszcie spocznie na miękkiej poduszce w domu. Niewinnie znosił wstyd i męki, odpędzono go od drzwi własnego domu. Zanieśmy go tam teraz! Biedny to wygnaniec, który nie zaznał spokoju — krainą tęsknoty jego był dom,