Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105

sto nawet i czytać, którzy nie wiedzieli wcale, co to jest pełnia życia i dostatek, którzy znali tylko troskę i walkę o chleb codzienny.
Czyż to nie wielki, nie kochany lud? Czy nie jest odważny, wytrwały, pogodny i pracowity, zręczny i przedsiębierczy? Czy biedak nie współczuje drugiemu biedakowi? Czy w rysach przeważnej części nie maluje się inteligencya wielka? Czyż mowa ich nie tryska humorem?
Kochał ich bolesnem, gorącem uczuciem, które mu łzy cisnęło do oczu. Nie wiedział, coby dla nich mógł zdziałać, ale kochał ich wszystkich i każdego poszczególnie, razem z ich wadami i ułomnościami. Ach Boże! gdybyż to nadszedł czas, w którymby go i oni pokochali!
Zbudził się ze swojego snu. Tłum się rozpierzchnął. Wtem żona jego położyła mu rękę na ramieniu. Stali w tej chwili sam na sam na stopniach.
— Ach, Gösto, Gösto, jak mogłeś to uczynić!
Ukryła twarz w dłonie i rozpłakała się.
— Co powiedziałem, jest prawdą! — zawołał. — Dziewczynie z Nygaardu nigdy nie przyrzekałem ożenienia się. Przyjdź tu w najbliższy piątek, a zobaczysz coś wesołego! — oto wszystko, co jej powiedziałem. Nie jestem winien, że się we mnie zakochała.
— Ale nie o tem myślałam; jakże mogłeś im powiedzieć, że jestem dobra i czysta? Gösto, Gösto, więc ty nie wiesz, że kochałam cię już wtedy, kiedy