Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
96

biegną za nimi, na końcu suną kaleki i osłabieni starcy. A gniew jak wzbierająca rzeka ogarnia tłumy, przenosząc się od starców na kobiety, a z nich na silnych mężów, kroczących na czele pochodu.
Jesienna powódź nadchodzi! A wiosenną przypominacie sobie, rezydenci? Teraz płyną nowe fale wzburzone od strony gór, nowa ruina i zniszczenie godzi na cześć i potęgę Ekeby.
Najemnik, orzący przydrożne pole, słyszy wściekłe okrzyki tłumu. Odprzęga jednego z koni od pługa i gna do Ekeby.
— Nieszczęście się zbliża! — woła — Niedźwiedzie suną! Wilki pędzą! Złe duchy zbliżają się do Ekeby!
Objeżdża wokół podwórze, nieprzytomny z przerażenia.
— Wszystkie złe duchy ruszyły — wołał — Idą, podpalą dwór, wyrżną rezydentów!
A tuż za nim rolegają się już krzyki i wrzaski pierwszych szeregów. Jesienna powódź grozi dworowi.
— Czy ta nacierająca fala wie, czego chce? Ognia, mordu, rabunku?
To nie ludzie, ci, którzy tu dążą: to złe duchy lasu, dzikie bestye pustkowia.
— My, ponure potęgi, które musiałyśmy ukrywać się pod ziemią, tę jednę, jedyną chwilę mamy wolną. Zemsta nas wyswobodziła — wołają.
Są to duchy gór, które kruszec wydobywały, to duchy lasów, które drzewa ścinały, to duchy pól, które sprawiły, że zboże rosło: wolne są teraz, sił swoich użyją ku niszczeniu i burzeniu. Śmierć Ekeby! Śmierć rezydentom!