Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
72

— Co proboszcz tu robi? — zapytał, szybko wyskakując z bryczki.
— At, siedzę i wybieram gałęzie. Właściwie nic nie robię.
— Trzeba do domu iść, księże proboszczu, a nie łykać kurz gościńca.
— Tu mi jednak najlepiej.
Więc Gösta przysiadł się do niego.
— Nie taka to łatwa rzecz być proboszczem — odzywa się po chwili.
— W dolinach, gdzie ludzie są, jakoś przecie żyć można — rzekł proboszcz. — O wiele gorzej jest tu, na górze.
Gösta rozumie dobrze, co on ma na myśli. Zna parafie północnego Wermlandu, gdzie miejscami nawet mieszkań brak dla proboszczów, zna wielkie powiaty, gdzie Finnowie mieszkają w kurnych chatach, te okolice z kilku ludźmi zaledwie na każdą milę, gdzie proboszcz jest jedynym wykształconym człowiekiem. W takiej właśnie parafii proboszcz z Broby spędził lat dwadzieścia.
— Tam nas posyłają, gdy jesteśmy młodzi — mówił Gösta. — Niemożliwe jest wyżyć tam — i na całe życie człowiek staje się zepsutym. Niejeden tam zmarniał.
— Samotność nas tam psuje — dodał proboszcz.
— Przybywamy — wpadł mu z ogniem w słowo Gösta — mówimy, upominamy, wierzymy, iż wszystko da się zrobić, że parafianie wkrótce wejdą na lepszą drogę.
— Tak! Tak!
— Lecz spostrzegamy niebawem, że słowa nie