Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128

Z powagą podniosła palec i wskazała na niebo.
— Gdyby pani hrabina znalazła się... nie mógł dalej mówić, głos uwiązł mu w gardle, ale ona go zrozumiała.
— Dam panu znać, gdy będę potrzebowała pańskiej pomocy.
— Tak chętnie osłaniałbym panią przed wszelkiem złem — powiedział.
Podała mu rękę na pożegnanie, a on nie zdołał wymówić ani słowa więcej. Zimna i martwa spoczęła jej dłoń w jego ręce.
Hrabina obecnie rozumiała tylko wewnętrzne głosy, które wypędzały ją między obcych ludzi. Może nawet nie wiedziała, że człowiek, który się z nią rozstał, był właśnie tym, którego kochała.
On pozwolił jej odejść i zawrócił do rezydentów. Gdy stanął na promie, drżał ze zmęczenia i wyglądał śmiertelnie znużony i wyczerpany. Zdawało mu się, że to była najcięższa praca w jego życiu.
Jeszcze przez kilka dni trzymał się, póki honor Ekeby nie został uratowany. Doprowadził żelazo do wagi, potem na długo opuściły go siły i ochota do życia.
Rezydencl nie dostrzegli zmiany, póki znajdowali się na pokładzie. Tu wytężał każdy nerw, aby utrzymać dobry humor dla honoru Ekeby. Jakżeby im się sztuka udała, gdyby się do niej zabierali ze smutnemi minami, z omdlałemi sercami?
Jeżeli prawdą jest, co opowiadają, że rezydenci mieli więcej piasku niż żelaza na promach,