Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
124

— Zginęło coś. Pytam więc, czy on nie widział czego?
— O cóż panu chodzi?
— Ach, wszystko jedno o co. Pytam, czy on dziś przewoził kogo.
W ten sposób naturalnie nic się nie dowiedział i hrabina Marta musiała się sama rozmówić z chłopem. W minutę później wiedziała już, że zaginiona przebywa na pokładzie jednego z płynących powoli promów.
— Cóż to za ludzie znajdują się na tym promie?
— Toć przecież rezydenci, jak ich wszyscy wołają!
— Ach! — zawołała hrabina. — No, to w dobre ręce dostała się żona twoja, Henryku! Możemy więc spokojnie zawrócić.


Na promie tymczasem wcale nie było tak wesoło, jak sobie wyobrażała hrabina Marta. Póki widna była żółta kareta, siedziała młoda kobieta wylękniona, skulona na ładunku, nie ruszając się i nie mówiąc. Tylko uparcie patrzyła w wodę.
Prawdopodobnie rezydentów poznała dopiero, gdy ujrzała karetę znikającą. Wtedy zerwała się, jak gdyby znów chciała uciekać, lecz wstrzymali ją najbliżej stojący, poczem opadła na dawne miejsce z cichym jękiem.
Rezydenci nie śmieli ani rozmawiać z nią, ani się wypytywać. Zdała im się być blizką obłędu.
Po chwili dopiero uczucie odpowiedzialności