Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
106

niejszej komedyi nie odegrano w tym smutkowi po święconym domu!
Powiedział wtedy żonie dużo ostrych słów. Wzniósł ręce do nieba i oskarżał Boga, iż zezwolił aby jego imię przez bezwstydną kobietę nurzane było w błocie. Groził jej zaciśniętą pięścią i pytał, jaką karę uważa za dostateczną za swoją zbrodnię.
Nie ulękła się. Zawsze jeszcze sądziła, że postąpiła, jak należało. Odpowiedziała więc, że nabawiła się strasznego kataru, a to chyba jest już dostateczną karą.
— Elżbieto! — zawołał — nie pora teraz na żarty.
— Prawda, my oboje nigdy nie mogliśmy się zgodzić, kiedy jest odpowiednia chwila na żarty, a kiedy nie — odparła młoda kobieta.
— Ależ, pojmujesz chyba, Eiżbieło, iż żadna uczciwa kobieta nie opuszcza domu w nocy, aby wał sać się z osławionym awanturnikiem?
Wtedy zrozumiała Elżbieta, że teściowa jej postanowiła ją zgubić. Zrozumiała, że musi walczyć do ostateczności, aby się tej kobiecie nie udało wpędzić jej w straszne nieszczęście.
— Henryku — prosi — niech matka nie staje między nami. Opowiem ci, jak się to wszystko stało. Ty jesteś sprawiedliwy, nie potępisz mnie bez wysłuchania. Opowiem ci wszystko, a zobaczysz, że działałam tak, jak tyś mnie uczył.
Hrabia milczeniem dał znak przyzwolenia i hrabina jęła opowiadać, w jaki sposób wepchnęła Göstę Berlinga na złą drogę. Opowiedziała wszystko, co zaszło w niebieskim pokoiku, jak sumienie jej