Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
64

czas wasz minął, koniec się zbliża! Nie boleję ze względu na siebie, lecz na was, gdyż burza przeciąga nad waszemi głowami, a któż z was się ostoi, skoro ja upadam? Ach, serce mi pęka na myśl o tych biednych, nieszczęśliwych ludziach! Któż im dostarczy pracy, gdy mnie nie stanie?
To mówiąc, naciska klamkę, gdy kapitan Chrystyan podnosi głowę i odzywa się:
— Pókiż jeszcze każesz mi klęczyć u nóg swoich, Małgorzato Celsing? Czyż nie przebaczysz mi, abym mógł wstać i bronić cię?
Ciężką musiała z sobą walkę stoczyć majorowa — wiedziała jednak, że jeśli mu przebaczy, on podniesie się i rzuci na jej męża — i człowiek, który ją przez lat czterdzieści wiernie kochał, stałby się przez nią mordercą.
— Jeszcze mam przebaczać? — rzekła. — Czyż nie ty jesteś powodem całego mojego nieszczęścia? Wróć do swojej drużyny, Chrystyanie Bergu, i ciesz się ze swego dzieła!
Wyrzekłszy te słowa, wyszła spokojnie, ale zostawiła za sobą przerażenie. Upadła, ale nawet w upokorzeniu swojem była wielką. Nie poddawała się miękkiemu żalowi, a w starości nawet umiała się rozkoszować młodą swoją miłością. Nie skarżyła się, nie roniła bezsilnych łez, kiedy pojęła swoje nieszczęście — nie ulękła się wędrówki o kiju żebraczym. Żal jej tylko było ubogich włościan, wesołych, spokojnych ludzi, mieszkających nad jeziorem, i biednych rezydentów, słowem wszystkich, których wspierała, którymi się opiekowała.
Wszyscy ją opuścili, ona jednak posiadała dość