Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
61

Dobry staruszek, proboszcz z Bro i sędzia z Munkerud przystąpili do majora, usiłując go uspokoić; radzili, że najlepiej będzie, gdy wszystkie te dawne historye puści w niepamięć, gdy pozostanie po dawnemu, przebaczone, zapomniane.
— To żadne dawne historye! — krzyknął. — Do dzisiejszego dnia o niczem nie wiedziałem. Dotąd nie mogłem ukarać cudzołożnicy.
Na te słowa podnosi majorowa głowę, wraca jej odwaga.
— Ty musisz przedemną dom ten opuścić! Czy sądzisz, że ci ustąpię? — mówi, podchodząc naprzód.
Major nie odpowiada, lecz bacznie śledzi oczyma każde jej poruszenie, gotów użyć pięści, gdyby się jej nie mógł pozbyć w inny sposób.
— Pomóżcie mi, dobrzy panowie — prosi — związać tego człowieka i usunąć, póki nie odzyska zmysłów. Rozważcie, kim on, a kim ja jestem. Zastanówcie się, co się stanie, gdy będę zmuszona ustąpić. Ja przecież prowadzę całe gospodarstwo, on całe dni spędza z niedźwiedziami. Pomóżcie mi, przyjaciele i sąsiedzi! Upadnie tu wszystko, gdy mnie nie stanie. Chłop ma dziś co jeść, gdzie mieszkać, bo rąbie mi drzewo w lesie i zwozi kruszec. Węglarz dostarczał mi węgla, flis spławiał mi drzewo. Ja rozdzielam pracę, która wytwarza dostatek. Czy sądzicie, że on potrafi moją pracę dalej prowadzić? Powiadam wam, że wypędzając mnie, otworzycie wrota nędzy!
Znów podniosło się kilka rąk na pomoc majorowej, znowu łagodne dłonie dotknęły uspakajająco ramienia majora.