Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128

— Nic nie pomogło — odezwała się. — Myślałam, że da spokój, dowiedziawszy się, że Maryanna była chora — ale on kazał im dalej licytować. Przestałby, ale się wstydzi.
Gösta wzruszył ramionami i pożegnał ją. W sieni spotkał się z Sintramem.
— Dyablo miła awanturka! — wołał Sintram, zacierając ręce. — Mistrz z ciebie, Gösto. Czego ty nie dokażesz!
— Niebawem będzie tu jeszcze zabawniej. — Proboszcz z Broby jedzie tu sankami pełnemi pieniędzy. — Powiadają, że chce całe Björne kupić za gotówkę. Chciałbym wtedy widzieć minę potężnego dziedzica.
Sintram wsunął głowę w ramiona i roześmiał się długim, wewnętrznym śmiechem. Potem wszedł do sali licytacyjnej i przystąpił tuż do Melchiora Sinclaira.
— Jeżeli chcesz wódki, musisz coś kupić — żebym tak zdrów był, jak nie dostaniesz inaczej, Sintramie!
— Że też masz zawsze szczęście — odezwał się tenże. — Jedzie tu ktoś saniami pełnemi monety, chcąc zakupić Björne razem z inwentarzem, służbą i wszystkiem. Zgodził sobie ludzi, którzy będą za niego kupowali. On sam nie chce się pokazywać.
— A powiesz mi kto to taki, jeżeli ci dam wódki?
Sintram wypił i odstąpił kilka kroków, zanim odpowiedział.
— Ma to być proboszcz z Broby, bracie Melchiorze.