Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
113

Ale gdy się to wszystko działo, czas upływał i Maryanna dotarła do Sjö. Major wstawał wcześnie, spotkała go też na podwórzu, gdzie dawał śniadanie swoim niedźwiedziom. Niewiele mówił, ale natychmiast założył kagańce niedźwiedziom i wraz z niemi pospieszył do Ekeby.
Maryanna postępowała za nim. Ze znużenia omdlewała niemal, gdy wtem ujrzała da niebie ognistą łunę i niewymowny strach ją ogarnął.
Cóż to za noc okropna! Mąż bije żonę swoją, a dziecku pozwala zamarznąć pod progiem. A oto kobieta miałażby wrogów swoich ogniem spalić? Tu znów major chciałżeby niedźwiedzie szczuć na swoich własnych ludzi?
Przemogła znużenie, wyprzedziła majora i pierwsza przybiegła do Ekeby, gdzie majorowa tymczasem stała w otoczeniu swojej służby przed powiązanymi rezydentami. Bez tchu zawołała:
— Major, major idzie z niedźwiedziami!
Przerażenie zapanowało. Wtedy majorowa zwróciła się do swoich ludzi i rzekła:
— Dziękuję wam za pomoc, kochane dzieci! Nikt z was nie będzie odpowiadał za to, co się stało, nikt nie będzie karany. Idźcie do domu, nie chcę widzieć ludzi swoich mordowanymi. Teraz musi Bóg czuwać nad Ekeby, ja idę do mojej matki. Ty zaś — zwróciła się do Maryanny — uczyniłaś to w szale miłosnym, wiem o tem. Ale gdy odzyskasz zmysły, gdy Ekeby zmarnieje, a cała okolica popadnie w nędzę, wtedy przypomnij sobie, coś uczyniła i pamiętaj o biednych ludziach!
To powiedziawszy odeszła, a za nią jej wierni.