Więc czytają. Piérwszemu nic nie szło do głowy,
Gdy drugi z ksiąg swych zdobył sąd o rzeczach zdrowy.
Z liczby dzieł trudno cenić wartość biblioteki:
Morze pragnień nie gasi, choć większe od rzeki.
„Mały dukat wart więcéj od bochenka chleba,
Więc trudnić się uprawą roli nie potrzeba,
Lepiéj wciąż kopać złoto.” „Złoto, mój kochany,
Służy tylko do ciągłéj produktów wymiany;
Bez chleba, licząc nawet skarby na miliony,
Umarłbyś w strasznéj nędzy głodem wycieńczony.”
Wdział Bonuś straszną maskę. „Jaki brzydki Bonio!”
Wołają braciszkowie kryjąc oczy dłonią.
„On wcale się nie zmienił,” rzekł ojciec do dzieci,
„Maska tylko pozorem brzydoty go szpeci;
To igraszka — lecz gorzéj kiedy pośród ludzi,
Zły wdziawszy maskę cnoty, szacunek wyłudzi.
„Na co ślęczyć na książką? mogę przez czas krótki
W podróżach poznać wszystko, gdy będę dorosłym.”
„Świat zwiedzać bez nauki, to jakbyś do łódki
Wsiadł, nie umiejąc nawet obchodzić się z wiosłem.