Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na tym smutnym świecie czasem się coś tak doskonale uda, jak w powieści, a jakże to cieszy! — W pół godziny potem, gdy wszystkie wyrzekły, że są tak szczęśliwe, iż nie mogłyby już w sobie pomieścić, ani kropli szczęścia, kropla ta zjawiła się. Artur otworzył drzwi od bawialnego pokoju i wsunął głowę nibyto spokojnie, ale na jednoby wyszło, żeby przewrócił koziołka, bo twarzą wyrażał tak poskramiane ożywienie, a głosem zdradzał taką radość, że wszyscy poskoczyli, chociaż powiedział tylko dziwnym jakimś zadyszanym głosem:
— Przybył wam jeden kolendowy dar.
Nie dokończywszy jeszcze tych słów, usunął się nieco, a na jego miejscu ukazał się wysoki mężczyzna, otulony po same oczy i wsparty na drugim wysokim mężczyznie, który próbował coś powiedzieć, ale nie mógł.
Ma się rozumieć, że nastąpiło ogólne poruszenie, i przez kilka minut zdawało się, że wszyscy stracili przytomność, bo działy się najdziwaczniejsze rzeczy, ale nikt nie mówił ani słowa. Pan March znikł zupełnie pod czterema parami ściskających rąk; Ludka zhańbiła się prawie zupełnem omdleniem, i Artur musiał ją cucić w chińskim gabinecie; pan Brooke, — pocałował Małgosię przez omyłkę, — jak się potem tłomaczył trochę niezręcznie; Amelka tak bardzo szanująca swą godność, przewróciła się przez podnóżek i nie wstając, z płaczem najtkliwiej ściskała buty ojcu. — Pani March pierwsza przyszła do siebie i wyciągneła rękę przestrzegając:
— Cicho, pamiętajcie o Elizie!
Ale już było zapóźno; drzwi od pracowni otworzyły się na oścież, i czerwony szlafroczek ukazał się na progu. Radość wlała siły w osłabione członki, i Eliza pobiegła prosto w objęcia ojca. Trudno opisać co się później działo,