Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściskała ostrzyżoną głowę, Ludwisia przybrała obojętną minę i rzekła, potrząsając ciemną czuprynką, jakgdyby jej przyjemność sprawiała:
— Nie zmienią się od tego losy narodu, więc nie kwil, Elizo. To zbawienna rzecz nawet, bo robiłam się zbyt dumna z mojej grzywy, i mózg skorzysta, że się pozbyłam tej miotły. Tak mi będzie rozkosznie, lekko i chłodno! Fryzjer powiedział, że wkrótce urośnie mi kędzierzawa czupryna, zupełnie jak chłopcu; będzie mi z nią do twarzy, i głowę utrzymam w porządku. Nie żałuję tego wcale, proszę cię zatem mamo, weź pieniądze i chodźmy na kolację.
— Opowiedz mi to ze szczegółami, Ludko. Nie zupełniem rada, lecz nie mogę cię łajać, widząc jak chętnie poświęciłaś próżność dla przywiązania. Ale to było niepotrzebne, moja droga, i boję się, że pożałujesz kiedyś, — rzekła pani March.
— Nigdy! — stanowczo odparła Ludka, doznając stąd wielkiej ulgi, że jej postępek niezupełnie został zganiony.
— Co cię skłoniło do tego? — spytała Amelka, której zarówno nie przyszłoby na myśl uciąć sobie głowę, jak piękne włoski.
— Opanowała mię chęć przysłużenia się czem ojcu, — odpowiedziała Ludwisia, gdy się zebrały wokoło stołu, bo zdrowe i młode osoby mogą jeść nawet w zmartwieniu. Nie cierpię pożyczać, równie jak mama, i wiem, że ciotka March gderałaby, — ona zawsze gderze, gdy ją prosić chociażby o parę groszy. — Małgosia oddała kwartalną pensję na opłatę komornego, a ja za moją kupiłam tylko kilka sukien, więc czułam się winną i postanowiłam zdobyć pieniądze, choćby mi przyszło sprzedać nos.
— Niepotrzebnie poczuwałaś się do winy, moje dziecko; nie miałaś zimowego ubrania i kupiłaś jak najskrom-