Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towarzystwo w podróży, ale to ostatnie było niemożliwe. Pani March nie chciała słyszeć, aby starzec podejmował takie trudy; jednakże było widać ulgę na jej twarzy, gdy o tem mówił, bo niepokój źle usposabia do drogi. Gdy zmiarkował co znaczy ta zmiana fizjonomji, ściągnął gęste brwi, zatarł ręce i nagle odszedł, mówiąc, że zaraz powróci. Nikt nie miał czasu pomyśleć o nim, kiedy Małgosia, biegnąc koło drzwi, z kaloszami w jednej ręce, a z filiżanką herbaty w drugiej, wpadła nagle na pana Brooke.
— Z wielką przykrością posłyszałem o tem co tu zaszło, miss March, — rzekł przyjaznym i spokojnym tonem, który sprawił bardzo miłe wrażenie na jej skołatanym umyśle, i przyszedłem ofiarować się matce pani, jako towarzysz podróży. Pan Laurence ma dla mnie zlecenia do Waszyngtonu, a przy tej sposobności będzie mi prawdziwie miło oddać się jej na usługi.
Kalosze spadły na ziemię, i herbata o mało nie poszła za nimi, gdy Małgosia wyciągnęła rękę z twarzą, wyrażając taką wdzięczność, że pan Brooke byłby wynagrodzony za daleko większe poświęcenie, niż to drobne, jakie chciał uczynić z czasu i wygody.
— Jacyście wy wszyscy dobrzy. Mama przyjmie tę propozycję, jestem pewną a taką to będzie ulgą dla nas, że ktoś ma o niej staranie! Dziękuję panu bardzo, bardzo!
Tak była przejęta tem co mówi, że zupełnie o sobie zapomniała; dopiero, gdy ciemne oczy spojrzały jakoś dziwnie, przyszła jej na myśl stygnąca herbata, i poprowadziła pana Brooke do bawialnego pokoju, obiecując, że wywoła matkę.
Wszystko było gotowe, gdy Artur wrócił od ciotki March z żądaną sumą i bilecikiem, w którym powtórzyła raz jeszcze, iż według niej pan March okazał się niedo-