Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oderwawszy czystą stronę od arkusza, na którym właśnie pisała, przysunęła Ludka stół do matki. Wiedząc, że trzeba będzie pożyczyć pieniędzy na tę długą i smutną podróż, opanowała ją myśl, że i ona powinna dodać choćby małą sumkę dla ojca.
— Wybierz się już, mój drogi; ale się nie zabijaj zbyt prędką jazdą, bo to niepotrzebne.
Przestroga pani March widocznie poszła w niepamięć, gdyż Artur takim pędem przeleciał wkrótce koło okna na swoim wierzchowcu, jakgdyby mu szło o życie.
— Ludko, pobiegnij powiedzieć pani King, że nie mogę przyjść, Po drodze kup te oto rzeczy, które wezmę z sobą, bo mogą być potrzebne; muszę pojechać zaopatrzona we wszystko co się przydać może choremu. Szpitalne życie nie zawsze dobre. Elizo, idź poprosić pana Laurence o parę butelek starego wina; duma nie powstrzyma mię, żebym żądała czego dla ojca, jemu się należy wszystko co najlepsze. Amelko, zaleć Annie, żeby przyniosła z góry czarny kufer — a ty Małgosiu, chodź mi pomóc w wydobywaniu rzeczy, bo jestem tak nieprzytomna.
Biedna kobieta łatwo mogła stracić przytomność, jednocześnie pisząc, myśląc i wydając rozkazy; Małgosia uprosiła ją też, żeby spokojnie posiedziała w swoim pokoju, chcąc wszystko sama załatwić. Dziewczęta rozbiegły się, jak liście strząsane wiatrem, — a ten cichy, szczęśliwy dom został nagle rozbity, jakgdyby ów papier rzucił złe czary.
Zacny pan Laurence przyszedł spiesznie z Elizą, przynosząc wszystko co tylko mógł obmyśleć dla wygody chorego; obiecał przytem opiekować się dziewczętami w czasie nieobecności matki. Nie było rzeczy, którejby nie ofiarował, począwszy od szlafroka, aż do swej osoby na