Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   158   —


— O to cię tylko proszę, byś grzeczną dla niego była i żebyś mi pomogła zrobić budyń. Wszak wesprzesz mię radą, jak w czem pobłądzę, prawda? — rzekła Ludka trochę urażona.
— Dobrze; ale ja wiem to tylko, że trzeba podać chleb i niektóre jeszcze drobiazgi; spytaj się lepiej mamy o pozwolenie, zanim co przyrządzisz, — powiedziała roztropnie Małgosia.
— Ma się rozumieć, że to zrobię, przecież nie jestem szalona, — i pobiegła rozgniewana, że jej siostra nie ufa.
— Podaj, co chcesz, i daj mi pokój. Zjem obiad na mieście, bo się nie chcę trudzić domowemi sprawami, — rzekła pani March, gdy Ludwisia poszła się z nią rozmówić. Nigdy nie lubiłam gospodarstwa, i dziś będę sobie świętować, czytać, pisać, oddawać wizyty i bawić się.
Widząc, że matka zajęta zazwyczaj, leży dziś wygodnie na sofie i czyta od rana — Ludka doznała takiego wrażenia, jakgdyby miała przed sobą niezwykłe zjawisko natury; zaćmienie słońca, trzęsienie ziemi lub wybuch wulkanu możeby jej nie zdziwiły więcej.
— Jakoś wszystko dziwacznie idzie, — myślała schodząc na dół. Eliza płacze, niezawodnie stało się coś złego jej lalkom! Jeżeli Amelka będzie się uprzykrzać, to się jej zaraz pozbędę.
Źle usposobiona wbiegła Ludka do bawialnego pokoju i zastała Elizę, płaczącą nad kanarkiem Pipem, który leżał w klatce martwy, z łapkami rozpaczliwie wyciągniętemi, jakgdyby prosił o pożywienie.
— Ja sama winnam temu, zapomniałam o nim; nie miał już ani jednego ziarnka, ani kropli wody.... Ach Pipie! Pipie! jak mogłam być tak okrutną! — wołała Eliza, biorąc biedaka w ręce, żeby go wskrzesić. Ludka