Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ta, w której się ma najgorszych panów.
— Ci więc, którzy nie panują nad sobą, podlegają najgorszej niewoli?
— Tak sądzę.
— Czy nie znajdujesz także, że niewstrzemięźliwość, oddalając ludzi od mądrości, która stanowi dla nich największe dobro, pcha ich w przeciwnym kierunku? Czy nie widzisz, że onato, pociągając ludzi ku przyjemnościom, przeszkadza im dążyć do rzeczy pożytecznych i poznawać je, a częstokroć także, ogłupiając ich, doprowadza do tego, że, choć rozróżniają dobro od złego, przekładają jednak gorsze nad lepsze?
— Bywa tak, Sokratesie.
— Komuż więc, Eutydemie, mniej rozsądku przyznamy, jeżeli nie temu, co nie panuje nad sobą? Wszak, niewątpliwie, między sprawami rozsądku i niewstrzemięźliwości zupełne zachodzi przeciwieństwo.
— Podzielam twe zdanie, Sokratesie.
— Bo czy sądzisz, Eutydemie, że jest jaka inna większa przeszkoda do pełnienia swych powinności, jak niewstrzemięźliwość?
— Z pewnością nie ma.
— Czy myślisz, że może być co gorszego dla człowieka nad to, co skłania go do dawania pierwszeństwa rzeczom szkodliwym przed pożytecznemi, co pobudza ubiegać się o tamte, a te mieć w poniewierce i zmusza postępować wprost przeciwnie ludziom rozsądnym?
— Nie znam nic gorszego, Sokratesie.
— Czy nie jest więc naturalnem, że panowanie nad sobą wywołuje u ludzi skutki wprost przeciwne tym, jakie sprowadza niewstrzemięźliwość?
— Najzupełniej.