Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobrem i wspólnie z niego korzystamy, stanowimy prawa i żyjemy życiem uspołecznionem?
— Zupełnie jest to jasnem, Sokratesie, że bogowie wielce opiekują się ludźmi.
— A co sądzisz, Eutydemie, o tem, że nawet gdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co nam w przyszłości przyniesie pożytek, bogowie okazują nam swą pomoc, obwieszczając za pomocą wróżb tym. co zwracają się do nich z zapytaniem, rezultaty ich przedsięwzięć i najlepsze środki do ich osiągnięcia?
— Lecz z tobą, Sokratesie, obchodzą się, jak się zdaje, jeszcze przyjaźniej, niż z innymi, skoro, nawet nie pytani dają ci znać o tem, co czynić wypada i czego wystrzegać się należy.
— O prawdzie słów moich przekonasz się i ty. Eutydemie, jeżeli nie będziesz czekał, aż ujrzysz przed sobą bogów w postaci widzialnej, lecz zadowalniać się będziesz uwielbieniem i czcią dla nich już na sam widok ich dzieł. Zważ tylko, że i sama istota bogów to wskazuje. Jak bowiem wszystkie bóstwa, które darzą nas swemi dobrami, nie występują widomie przy udzielaniu któregokolwiek z tych dóbr: tak i ów Bóg, który utrzymuje w porządku cały świat tę skarbnicę wszelkiego piękna i dobra, który wszystko to, pomimo ciągłego używania, zachowuje w nieuszkodzonej, zdrowej i niestarzejącej się postaci i w taki sposób, że szybciej, niż myśl ludzka, bez żadnego uchybienia jest na jego posługi, — daje się wprawdzie widzieć w Swoich dziełach największych, lecz pozostaje niewidzialnym, jako rządca tego świata. Zważ dalej, że i owo słońce, które przedstawia się tak widocznem dla wszystkich, nie dopuszcza, aby ludzie dokładnie je obejrzeli, i pozbawia wzroku