Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A jednak, Charmidesie, ten, co umie rachować, będzie dobrze liczył zarówno wśród licznego zebrania, jak i sam na osobności, a ci także wyróżniają się w tłumie, którzy i na osobności grają najlepiej na cytrze.
— Czy nie widzisz, Sokratesie, że skromność i bojaźń wrodzone są ludziom i daleko więcej opanowują ich pośród tłumnych zgromadzeń, niż w prywatnych zebraniach?
— Otóż mam zamiar przekonać cię, Charmidesie, że ty, który nie lękasz się najrozumniejszych ludzi, boisz się głos zabrać wśród najbardziej nierozumnych i najsłabszych. Kogożto bowiem z nich się boisz — czy farbiarzy i szewców, czy też cieśli i kowali, czy rolników i kupców, czy wreszcie tych, którzy prowadzą swój handel na rynku, zajęci tylko tą myślą, aby odprzedać drożej, co tanio kupili? Wszak z nichto składa się nasze zgromadzenie narodowe. — A czy mniemasz, że się różni w czemkolwiek takie postępowanie twoje od zachowania się człowieka, który, przewyższając swą siłą szermierzy z professyi, lęka się zwyczajnych ludzi? Ty bowiem z obawy, aby nie być wyśmianym, wahasz się zabrać głos wśród ludzi, którzy nigdy nie troszczyli się o sprawy państwa i nie obeszli się z tobą lekceważąco, a tymczasem pośród ludzi, zajmujących pierwsze miejsce w kraju, z których niejeden lekceważy ciebie, swobodnie rozprawiasz i masz znaczną przewagę nad nimi, chociaż oni z przemówień publicznych rzemiosło sobie zrobili.
— Cóż z tego? Czy nie wiesz, Sokratesie, że częstokroć w naszem zgromadzeniu narodowem wyśmiewają się z ludzi, którzy ze zdrową radą występują?