Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi, a wielu, którzy wiedli z sobą spór o prawa, uciekało się do ich pośrednictwa, wielu zaś, doznając krzywd ze strony potężniejszych, szukało u nich schronienia.
— Dziwię się też, Sokratesie, jakim sposobem nasz kraj przyszedł do takiego upadku?
— Sądzę, ze tu zachodzi wypadek podobny temu, jaki się zdarza pomiędzy szermierzami, gdy który z nich wskutek swej przewagi i tryumfów zaniedbuje się i przez to ustępuje pola przeciwnikom. Tak samo i Ateńczycy, zyskawszy znaczną przewagę, zaniedbali się i stali się wskutek tego słabszymi.
— Cóż więc mają począć teraz, aby dawne męstwo odzyskać?
— Nie trudno bynajmniej, zdaniem mojem, to odgadnąć. Jeżeli tylko jasno oni przedstawią sobie dążności swych przodków i nie mniej od nich będą się niemi kierowali, to okażą się wcale nie gorszymi od nich. Jeżeli zaś nie mogą tego uczynić, to przynajmniej, naśladując tych, którzy pierwsze zajmują miejsce[1], i przyswoiwszy sobie jednakie z nimi dążności, mogą przy użyciu tych samych, co tamci, środków, okazać się nie gorszymi od nich, a przy więk­szej z ich strony dbałości, nawet dzielniejszymi.

— Chcesz więc przez to, Sokratesie, powiedzieć, że dzielność obcą jest naszemu krajowi. Kiedyż bowiem Ateńczykowie będą tak, jak Spartanie, szanowali starszych, skoro poczynają już od ojców swoich lekceważyć ludzi starszych wiekiem, albo kiedy będą

  1. Autor ma na myśli Spartan, których często lubi stawiać za wzór swym współziomkom.