Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pewnie nie dlatego, aby jechać na czele jeźdźców, bo i strzelcy konni[1] uznają się za godnych takiego zaszczytu; jakoż jadą oni przodem, nawet przed dowódcami konnicy.
— Masz słuszność, Sokratesie?
— Lecz zapewne nie w celu także zwrócenia na siebie uwagi, bo przecież i szaleńcy zwracają na siebie uwagę wszystkich.
— I w tem masz słuszność.
— Więc może dlatego, że spodziewasz się doprowadzić konnicę do lepszego stanu i wtedy oddać ją państwu, a następnie, w razie potrzeby użycia konnicy, stanąwszy na jej czele, dokonać czegoś pożytecznego dla kraju?
— Tak jest istotnie, Sokratesie.
— Byłoby to, zaiste, rzeczą bardzo zaszczytną, gdybyś mógł, młodzieńcze, tego dokonać. Lecz, jeśli się nie mylę, godność, na którą zostałeś wybrany, dotyczy zarówno koni, jak i jeźdźców.
— Tak jest, niewątpliwie.
— Więc przedwszystkiem powiedz nam, jak zamyślasz przyprowadzić konie do lepszego stanu?
— Przecież to, jak sądzę, nie moją jest rzeczą, lecz każdy z osobna powinien się troszczyć o swojego konia.

— Jaki więc będziesz miał pożytek z konnicy, jeżeli jedni dostarczą ci koni tak słabych w kopytach lub goleniach, albo w ogóle zniedołężniałych, drudzy zaś tak zagłodzonych, że nie będą mogły podążyć, inni znowu tak niewytresowanych, że nie potrafią

  1. Była to lekka kawalerya, uzbrojona łukami.