krajowych[1] tłumy uciekły do Pireju[2], zebrała się tak znaczna liczba sióstr, siostrzenic i dalszych krewnych, które pozostać musiały w mieście, że znalazło się w mym domu 40 wolnych osób. Tymczasem nie otrzymujemy z niemi żadnego dochodu, gdyż władają nią nieprzyjaciele, ani też z domów, gdyż zmniejszyła się ludność w samem mieście. Nikt także nie kupuje ruchomości; nawet pożyczyć pieniędzy nigdzie nie można, lecz łatwiej, zdaniem mojem, można je znaleźć, szukając na drodze, niż otrzymać sposobem pożyczki. Przykro więc, Sokratesie, patrzeć obojętnie, jak giną krewni; niemożliwą zaś jest rzeczą w podobnem położeniu żywić tak znaczną ich liczbę.
Słysząc to Sokrates, tak rzekł:
— Jakaż jest jednak przyczyna, że, chociaż Keramon utrzymuje wielu ludzi, nie tylko jest w stanie zaspokoić wszystkie swoje i ich potrzeby, ale nadto zaoszczędza tyle, że jeszcze wzbogaca się; ty zaś mając również wielu na swojem utrzymaniu, jesteś w obawie, czy nie zginiecie wszyscy wskutek braku niezbędnych środków?
— Ta, zaiste Sokratesie, że on żywi tylko niewolników, ja zaś wolne istoty.
— Kto zaś, zdaniem twojem, jest lepszy, czy ci wolni mieszkańcy u ciebie, czy niewolnicy Keramona?
— Zdaniem mojem, lepsi są owi wolni moi.
— Czy więc nie hańba to, że Keramon przy pomocy swoich podlejszych ludzi miewa się dobrze, ty