symbolicznego rodowodu starożytności, są sobie rodzonemi siostrami.
Czytanie, myzyka, malarstwo kształcą człowieka, podnoszą go, czynią obojętnym na małe nędze życia, gdy się wielkim jego staną celem, a zajmując go silnie, ileż mu oszczędzają spojrzeń smętnych na świat, uczuć przykrych — ile passyi nieszlachetnych zabijają w zarodzie.
Dwa zdaje mi się są życia w życiu poety, jedno powszednie, drugie odświętne; często je dzieli cały świat sprzeczności, dwóch ludzi zamyka się w jednym — poeta nie może być natchnionym całe życie.
Są organizacye, dla których muzyka wedle dowcipnego wyrażenia francuzkiego pisarza jest najkosztowniejszem z hałasów, ale są inne posiadające szósty zmysł harmonii, dla których ona pokarmem, ciałem myśli nie mogących inaczéj się uprzytomnić, światem całym niedostępnym mowie, nie dającym się odtworzyć barwą, ni linią ni słowem... ni światłem ni żadnym z języków, którymi mówi stworzenie o niestworzonem... o nieśmiertelnem. Dla tych istot równie ona nieodbitą do życia w pełni jak słońce, powietrze, jak pieśń, jak chleb, jak idea Boga... jak wiara w nieśmiertelność.