Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA VII.
BASIA sama, późniéj SZCZUKA.

BASIA (rzuca się na krzesło i płacze)

Zginęliśmy, tak nasze chciały losy... spełni się, co Bóg przeznaczył.

SZCZUKA (wsuwa się oglądając nieśmiało, z rękoma złożonemi).

Panno Barbaro! łzy wasze na moję duszę spadają, ja to jestem tego nieszczęścia przyczyną. Ja! Bóg widzi, że was ocalić chciałem i przejednać! Któż mógł przewidzieć taki koniec, zgodę taką!

BASIA.

A! biedny mój stary ojciec...

SZCZUKA.

Pani, jeśli was dotknie nieszczęście, wszak macie zagrodę moję, domek mój, wszystko, co się mojém zowie, waszém jest... Ja-m winien, ja niech pokutuję, a słodką mi będzie ta pokuta.

BASIA.

Możesz-że myśleć, iż ojciec mój od kogokolwiekbądź co przyjąć zechce? Całe życie strawił nosząc ubóstwo swe wysoko, i mnie nauczył wyżej cenić cześć niż szczęście... Ja pójdę do klasztoru, ale on! on!

SZCZUKA.

Panno Barbaro! jeśli wy wyjdziecie z Wulki, ja za wami, jak sługa wasz, choćbyście odpędzali, powłokę się jak pies wierny, bo ja bez was żyć nie potrafię. Ja-m téj zguby przyczyną, na mnie ratowania obowiązek.

BASIA.

Nas już nikt nie uratuje (spogląda oknem). A! mój Boże! co się tam dzieje! Kupy owsa... beczki toczą... Dyplowicz lata, ojciec się krząta... (płacząc.) Zachciałeś Książę zjeść Wulkę biedną... niech ci łzy moje będą na... zdrowie... (do Szczuki.) Odejdź pan! Ojciec się gniewać będzie, gdy was tu zastanie, na co mu żółci