Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA VI.
CHORĄŻY — BASIA (wybiega z alkierza).

BASIA.

Drogi ojcze! Jam wszystko słyszała — cóż my poczniemy? gdzie się podziejemy?

CHORĄŻY (z powagą).

My jutro pójdziemy z kijem i torbami, ale honor Kurcewiczów obronim...

(Dyplowicz stoi w progu wahając się).
CHORĄŻY (zwracając się do niego)

Dyplowicz, jeszcze słowo.

DYPLOWICZ.

Jakto? jeszcze co? a...

CHORĄŻY.

Nie, nie, tylko jedna dobra przyjacielska rada. Jeśli popełnisz jakie szachrajstwo, jeśli czego zabraknie, jeśli co zechcesz wykraść, jeśli ja się wstydu za Waszeci najem... jakem Kurcewicz... w łeb, jak sobace palnę... Bywaj zdrów..

(Dyplowicz skuliwszy się, wzdycha i wychodzi — Chorąży za nim).