Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA II.
CHORĄŻY (staje naprzeciw drzwi), BASIA (cofa się do progu alkierza) SZCZUKA.

SZCZUKA (z pokłonem).

Czołem panu Chorążemu...

CHORĄŻY (ponuro).

A! witam asindzieja — witam! ale zarazem u progu muszę mu przypomnieć, iż go prosiłem, abyś mnie odwiedzinami zaszczycać przestał. Nie chce mi się w domu własnym grubianinem być — a muszę... (odwraca się) Panno Barbaro — na ustęp!

BASIA (spogląda błagająco na ojca, cofa się do progu alkierza, ale wygląda przez drzwi).
CHORĄŻY.

Zatém powitawszy — żegnam! żegnam! Niech Pan Bóg szczęśliwie prowadzi...

SZCZUKA.

Przepraszam pana Chorążego, ja tu przybywam nie z własnéj woli, ani dla własnéj sprawy — posłem jestem. Stare to przysłowie, że posłów nie ścinają ani wieszają. Książę Wojewoda mnie przysyła.

CHORĄŻY.

Znowu ten uparty popowicz.

SZCZUKA.

Książę Wojewoda Wileński Radziwiłł.

CHORĄŻY.

Prosił mnie na barszcz odmówiłem — teraz pewnie na krupnik?

SZCZUKA.

Nie — panie Chorąży — Książę naprzód ukłon wam śle.

CHORĄŻY.

Ukłon? daj go katu, jaki mi się zrobił grzeczny!... a daléj?