że ty nie byłeś w zmowie ze złodziejami i że koni dla niepoznaki im nie dałeś?
Na te słowa Moszko zbladł i cofnął się, twarz jego zmieniła się nagle, począł bełkotać niezrozumiale... Powołano stróża na świadectwo, sam Moszko upewniał że on nigdy nie sypiał. Wojtek przyszedł z tabakierką we wczorajszym stroju, ale okazało się że wysłany z wieczora całą noc nie był przy karczmie i nie wrócił aż rano. Pierwszy on dostrzegł, że wrota były otwarte... pierwszy alarm zrobił widząc że koni nie ma... ale o niczym wiedzieć nie mógł.
Jednego z czeladzi posłano chociaż bosego do najbliższej wioski po konie, zamyślając niemi dostać się do Lublina, a tymczasem ponieważ złodzieje zabierając kubek i wódkę gdańską sobie przywłaszczyli — ratowano się szabasówką Moszka, która w cudowny sposób ocalała. Pani Moszkowa cała we łzach z powodu strat poniesionych w śpiżarni, które obliczała wysoko; zaczynała jednak po kojcach poszukiwania jaj dla ugotowania jajecznicy olbrzymiej, której żołądki tych panów domagały się gwałtownie. Oprócz tej potrawy europejskiej, najłatwiejszej do zgotowania, gdzie tylko się kury znajdują, nie było nic, chleb suchy i kwaśne ogórki.
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/72
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.