Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciężko mi było pomyśleć że się do Brygitek schroniły, ale gdyby i tak było, przecież mury nie żelazne, a we świecie drabiny się znajdą. Jeżeli na wsi bawią skryte to je odszpiegujemy... a niema takiego dworu i takiego zamku, żebym ja się, moich ludzi wziąwszy, tam nie dostał... Więc to sprawa tylko o to, żeby wiedzieć kędy się moje jejmoście skryły...
— Ale czekajże — rzekł Żubr, nie jedna droga do Lublina...
— Jedna...
— Co to jedna! zresztą nocą stróż mógł prześlepić — trzeba jednemu do Lublina zbiedz... ja pojadę.
— Jedź, Jasiu, jedź! weź najlepszego konia i najrozumniejszą głowę...
— Nie bój się, ja nie gadam — rzekł Żubr, ale do roboty to mnie nikt nie przesadzi... pojadę.
— Ależ cicho! przerwał Tomaszewski, wy spiskujecie na rynku... a tu żydzi słuchają... kto ich wie co myślą...
Poczęli szeptać gdy w progu zjawiło się odarte chłopisko z kobiałką na plecach, w plecionych łapciach, czapka na głowie.
Spojrzeli nań... aż w śmiech... Był to do-