Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Było to wkrótce po roku 1831... i jeszcze burza co przeszła warczała zdala nad krajem piorunami bijącemi w oddaleniu, błyskało jeszcze na niebie naszym, a już po ucisku jak po gradzie i nawalnej ulewie zieleniały trawy i szmaragdowały się drzewa. Znajdowałem się naówczas w Lubelskim, pełnym smutku po wygnańcach dobrowolnych, po ofiarach krwawych, po ruinach dusznych i cielesnych... W każdym domu trafiało się to na opowiadania walk, to na sceny drgające ledwie odegranej tragedyi; a pomimo to coś było naówczas w narodzie żywo odradzającego zeń siłę do nowego bytu... Wszystkie te straty święte do ofiar nie zniechęciły — ucisk Mikołajewski znoszono z uśmiechem... a w kół-