Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chces żebym ja jemu powiedzial że to nic nie pomoze a musi?
— Daj pokój, nie mięszaj się do niczego — ale bądź z nim dobrze i nie puść go z domu, ja resztę biorę na siebie.
— Moja klólowo! ty wies że ja poslusny!
Pocałował w rączki siostrę, wziął od niej dyspozycyą... i konferencya wieczorna na tym się skończyła... Miał jednak tak dalece na sercu interesa panny Urszuli poczciwy brat, że niespokojny aby się czasem co nie chybiło, kazał zaraz do siebie przywołać rezydenta, wielkiego faworyta i pochlebcę, który totumfackim był przy dworze, zabawiał go, służył, śmieszył i trzy lata już przy Ptasińskich wisiał. — Zwano go przez grzeczność panem Pisarzem, choć pono pióra dobrze w ręku trzymać nie umiał, flintą za to dobrze władał, szablą paradnie, myśliwy był, bibuła i na kuferku w pokoju panien siadłszy całe dnie panny respektowe i służące piosnkami zabawiał... Zresztą niemiał innego zajęcia nad przypodobanie się chlebodawcom, które wyżlim sposobem wykonywał. — Uśmiech nigdy mu z ust nie schodził, giął się w pół gdy mówił do Chorążyca... na skinienie panny Urszuli gotów był w ogień i wodę, ale za to jadł i pił za czterech. Ten nieszczęśliwy żo-