Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rek, nie bardzo spiesznie. Dziadzisko miał w sumieniu wątpliwość jakiego rodzaju była sprawa, do której go przekupując użyć chciano. Znaleźli się poczciwi ludziska co go nieco podwieźli, innym wódki kupował, u drugich jak o jałmużnę prosił by mu starych nóg oszczędzili. Dostał się tedy w czas do rodzinnej wioski i z karczmy u której się rozpytał o wszystko pociągnął do syna do dworu. Ludzie wioskowi rozpowiedzieli mu jak tam rzeczy stały; litowali się oni nad panią młodszą, ale czuli już instynktem że ona sobie z takim zawadyaką rady nie da. Od czeladzi na wici przyszły różne plotki, a mianowicie że państwo młodzi cale z sobą prawie nie żyli, że on mieszkał w jednym końcu dworu, ona w drugim, że młoda pani nawet na obiad nie wychodziła, a służącej być przy sobie dzień i noc nakazała, że zresztą ów butny panicz bardzo łagodnie i grzecznie się obchodził z Domcią... ale niemiłosiernie pilnować i doglądać jej kazał, tak że prawie na dziedziniec obcemu wnijść nie dawano...
Dziad się w głowę poskrobał... nie wiedząc co począć... ale do syna pójść do dworu... przecie grzechu nie było. — List z za pazuchy wyjąwszy wsunął stary za podarty rękaw sukmany... Syn jego Piotrek był przy