Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wioski i stogi popalić... podróż odbywała się z tą samą szybkością bo koni nie oszczędzano... Już było późno dosyć gdy powóz wtoczył się przez bramę murowaną na dziedziniec w Żmurkach.
Było dawnym obyczajem iż państwa młodych przybywających po raz pierwszy do domu witano nie tylko oracyami — bo te były niezbędne we wszystkich życia wypadkach, ale chlebem, solą i cukrem na tacy podaną, życząc im temi symbolicznemi znakami dostatku i słodyczy, w przyszłym pożyciu. — Szło znać o to panu Zbisławowi, ażeby ceremoniał ten został zachowany gdyż przykazał aby w ganku nie zapomniano przynieść na tacy powitania... A że ze Zbisiem żartować było niebezpiecznie, gdy wysiadali wyszła stara klucznica niosąc owę sól na srebrnej misy, chleb i cukier... Mruczała wszakże tak coś pod nosem iż dosłyszeć było trudno co mówiła, a trzęsła się cała.
Domcia popatrzywszy na nię. nie tknąwszy soli ni chleba — odeszła na bok, ale Zbisław przyjął powitanie i dał parę dukatów.
Nim się z tym ułatwił, Domcia skorzystawszy z chwili wolnej, wbiegła sama do znanego dobrze domu Filipinę prowadząc za