Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja zaraz napiszę do niego — odparła cicho Domcia, ty mi w Żmurkach ułatwisz przesłanie listu — jego tam wszyscy nienawidzą... Horwat powinien środki obmyśleć aby mnie ratować... ja nie chcę z nim żyć — a jeśli będę zmuszona do studni się rzucę...
— Ale moja dobrodziejko, moja pani, najsłodsza! najdroższa — ani myśl o tym.... wyratujemy się...
— I pamiętaj Filipinko, na rany Chrystusa cię zaklinam, żebyś odemnie krokiem nigdy nie odstąpiła i nigdy mnie z nim samą nie zostawiała...
— A jeśli mi każe wyjść?
— Ty mu powiesz że jesteś moją nie jego sługą a masz rozkaz odemnie byś została.
— A! pani! co to będzie! co to będzie!
— To nie może potrwać długo — bo Horwat mnie uwolni, albo ja sama do niego ucieknę... Ja żyć z nim nie mogę, ja żyć z nim nie będę...
— Cicho! cicho! oto idzie!
Filipina rzuciła się w głąb powozu, Domcia w drugą i zamilkły, Zbiś wszedł, siadł, spojrzał i wychylił głowę do przyjaciół... Pojechali.
Wkrótce noc zapadła, ale po staroświecku zapalono kagańce, aby drogę oświecić choćby