Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rym zapylonym portretom... Z głównego saloniku przedzielonego na dwoje słupami, z jednej strony widok był na Wieprz i łąki, z drugiej na lasy i wioskę... Przy oknie otwartym stał stoliczek nakryty do kawy, sucharki, śmietanka i wiejskie masełko i różne przysmaki, na które Osowiecka zebrać się mogła.
Ale z ciekawości oglądania zamku Domcia wyrzekła się chwilowo śniadania i kazała się prowadzić wszędzie...
Nie mogła się nasycić tym cackiem ze starych czasów, które w istocie z niepospolitym staraniem było wykończone. Niezapomniano nawet na dachu cysterny obszernej, której wody służyły do utrzymywania dwóch misternych wodotrysków. Jeden z nich bił w marmurowej wannie w salonie, drugi w kamiennej sadzawce w podwórcu, przyozdobionej figurami... Co chwila jakaś niespodzianka wykrzyk wyrywała z ust Domci... która każdy kącik obejrzeć chciała... Naostatek i kaplicę. Ta połączona była z zamkiem galeryą oszkloną, a że kapelan był przy niej utrzymywany świeżą jeszcze wydawała się przy swej starości. Pozostała bowiem nietknięta z dawnego zamku i sama jedna zachowała znamiona gotyckie... Oryginalność jej stanowiło, iż cała spierała się na jednym potężnym słupie, który