Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stowi jwim. księdza Młodziejewskiego biskupa poznańskiego, kanclerza wielkiego koronnego, przyjaciela domu jww. Komorowskich, pisze on w liście swoim d. 18 miesiąca stycznia, roku przeszłego 1772, z Warszawy do ś. p. ojca mojego w te słowa: że jpan Komorowski siedzi w Warszawie spokojnie o jwpanu nic nie mówi, powiada tylko że ma krzywdę, a nie wie od kogo.“ Nie wywinia (sic) jw. Komorowskiego od tego milczenia przemoc dostatkiem usilna ś. p. ojca mojego, która gdyby nawet była przy zaletach kredytu u narodu, miłości wzpółobywatelów, których równością się szczycił, nigdyby go bronić nie potrafiła, gdyby mu niezarzucony za życia jego gwałt i naruszone publiczne bezpieczeństwo dowiedzione były. Okoliczności poprzedzające spisane w wyżéj wspomnionym manifeście o gwałt, nic obwiniają ani mnie, ani ojca mojego (tu redakcya zmieniona). Rzecz jest naturalna młodemu człowiekowi zjeżdżać tam, gdzie cel miłości jego, rzecz jest naturalna ojcu nieżyczącemu sobie takiego syna postanowienia własnym układom przeciwnego przeszkadzać, podobnych podróży zakazywać, i zabraniać do nich usługi własnym swoim ludziom; — rzecz jednak nienaturalna i wcale nieroztropna nie miarkować z takowych postępków rodziców niechęci, rzecz przeciwna rozsądkowi i przystojności nie znosić się w podobnéj mierze z ojcem moim, ile żyjąc (jak sam świadczy manifest) w dawnéj przyjaźni. Większa więc w téj mierze wina rozsądnego i dojrzałego w lata człowieka, niżeli młodego na świat wychodzącego, i mało co podejścia i zdradliwe sztuki znającego; nic zaiste piękniejszego niż te uwagi, które w manifeście swoim jw. Komorowski o postanowieniu dzieci, o obo-