twoje bezprzykładne, bo nie wiem jak to nazwać! Człek takiéj parenteli, takiego nazwiska! takiéj ekstrakcyi! Gdybym na moje oczy nie widział, do śmiercibym nie uwierzył, choćby mi stu świadków przysięgało.
— Ale cóżeś pan widział? — czerwieniąc się spytał Siekierzyński.
— Porzuć waćpan to udawanie; nie dość ja, ale i inni cię poznali, to się utaić nie może.
— Panie stolniku — silnie odezwał się Tadeusz z gniewem, który błyskał mu w oczach, tak, że Kornikowski zachwiał się w swojém przekonaniu — panie stolniku! cóż to są za enigmy? o co mnie posądzasz?
Stolnik oniemiał, zdawało mu się, że się nie mylił, a uparte przeczenie pupila wprawiało go w wątpliwość, nie wiedział, co począć; po chwili przecie otrząsł się z tego odurzenia i z nową mocą zawołał:
— Panie Tadeuszu! zrobiłeś głupstwo, w czas się cofnij, póki się to jeszcze nie wydało, mało kto wié o niém; utopimy to nieszczęśliwe dziwactwo, wyjedziesz na wieś i nikt wiedziéć nie będzie, żeś się tak dobrowolnie splamił!
— Ja! splamił! ja! na Boga, stolniku! mów-że i czém?
Tadeusz zdawał się tak szczery, że pan Kornikowski znów się zachwiał w swojém przekonaniu.
— Co u licha? miałżebym się omylić? to być nie może! Przyznaj się! — rzekł ciszéj — przyznaj, do czego ta komedya?
— To nie jest żadna komedya, ja nie wiem, co pan mówisz, o co mnie posądzasz? com zrobił? kto mnie poznał? gdzie? Ja się muszę dowiedziéć, muszę oczyścić!
— Ale cóż u kaduka! wszakżem cię widział i co gorzéj słyszał sprzedającego korzenie w sklepie Falkowicza pod ratuszem; wszakżeś mi dał swoją ręką funt rożków!
— Ja? co to jest? w jakim sklepie? panu się śni! ja? w sklepie? ja! kupcem, Siekierzyński! pan się zapominasz, pan rzucasz potwarz na syna przyjaciela!
I znowu tak silnie, z takiém uczuciem wymówił te słowa, że stolnik osłupiał, odurzał, ruszył ramionami, podniósł wargi z wąsem, jak zwykł był, gdy mu się co przykrego trafiło, i rzekł:
— Miałżebym się omylić? cóż u licha! Ale głos ten nie był decepcyą!
— Ja tego nie rozumiem! proszę mnie to wytłómaczyć! — dodał żywo Tadeusz.
— Co tu tłómaczyć! — odparł stolnik — tu niéma nic do tłómaczenia! przepraszam pana Tadeusza, jeślim się omylił, i po
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/89
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.