Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To mówiąc westchnął i zamilkł.
— Gdyby to nie było niedyskretnie — dodał po chwilce — przyznaję, że oddawna postrzegam pana chodzącego po mieście i za miasto, tak jakoś zadumanego i bez celu, że mnie chętka bierze spytać, co téż pan w Lublinie porabia?
— Ja? nic! — odparł Tadeusz krótko — chodzę i myślę...
— I zapewne czekasz pan na kogoś, na coś? — spytał stary — ale przepraszam za ciekawość.
— Nic nie szkodzi — odpowiedział powolnie i unikając jąkania Tadeusz, któremu wesoła twarz i dostatek oznajmujący ubiór nieznajomego dość się podobały. — Nie mam żadnego zatrudnienia, nie czekam na nic i na nikogo.
To mówiąc westchnął.
Stary, który miał wyraźny świerzb języka, zamilkł przecie na chwilę i dodał jakby ogólnikiem:
— Dziwna to rzecz młodość bez zajęcia... o! gdyby to mnie drugi raz dał Bóg siły i wiek po temu.
— Cóżbyś pan robił? — spytał Tadeusz ciekawie.
— Co? rozpocząłbym życie drugi raz od początku jak pierwsze...
— Jakto? więc nicbyś pan w niém nie poprawił i nie zmienił, tak z niego jesteś rad?
— A doprawdy, że podobno na jotę-bym nie chciał innego nic nad to, co-było.
— Rzadkie szczęście! — odparł z westchnieniem Tadeusz.
Gdy to mówił a zmierzch padać poczynał i do miasta, chcąc zawczasu przejść przedmieścia, wracać czas było, powstał młody człowiek, podniósł się i stary przychodzień i powoli kroczyli ku miastu. W drodze mówili jeszcze o obojętnych przedmiotach, o trybunale, o deputatach, o głośnéj sprawie, którą odsądzać miano nazajutrz, a o któréj cały Lublin mówił, bo strona jedna chciała koniecznie dwóch deputatów jakim sposobem w kwaterze strzymać, by na sesyi nie byli, i o to się nawet przez doktorów starano... nareszcie nieznajomy w kontuszu z kunami, na Grodzkiéj ulicy rozstał się z Tadeuszem i wszedł powoli do pięknéj kamienicy naprzeciw świętego Michała...
Nazajutrz Tadeusz, zapomniawszy prawie o spotkaniu, swoim zwyczajem ku wieczorowi pociągnął za miasto i opodal trochę od wczorajszego stanowiska, położył się znowu na trawie. Nie wyszedł kwadrans, a jegomość w kunach ukazał się mimo przechodząc, i puścił się daléj powoli na przechadzkę, skłoniwszy zlekka Tadeuszowi. W pół godziny był z powrotem i znowu zawiązała się rozmowa, z któréj Siekierzyński dowiedział się tylko, że dwaj deputaci wzięli w winie lekarstwo, które im na sesyę przybyć nie dozwo-