Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

biańsku i były wypadki gorsze jeszcze. Życie Wichuły schodziło na tuzaniach i łajaniach; to był jego właściwy element.
Proboszcz, zbliżywszy się do bramy, pokłonił się panu Wichule i z uśmiechem, który miał zawsze na ustach, bo to był człowiek aż do słabości dobry, rzekł:
— Dzień dobry panu!
— A dzień dobry, mości dzieju! i dokąd-że to?
— Do Siekierzyńskich.
— Jak zwykle! ha! a do mnie to nie łaska! czy to ich spleśniały chleb smaczniejszy od mego?
— Naprzód — rzekł proboszcz zastanawiając się — wiesz pan, że ja Bogu dzięki nigdzie dla chleba nie chodzę, bo mam swojego kawałek, a powtóre powiem otwarcie, że tam idę, gdzie mnie mile przyjmują.
— Wiem ja, wiem, mości dzieju! — odparł Wichuła — że nie mam łaski u proboszcza, a tamten hołysz bardzo blisko jego serca, a cóż robić, nie powieszę się z desperacyi!
— A chcesz waść prawdy — dodał żywo proboszcz — no to ją posłyszysz: tam ja gdy przyjdę, nie spotkają mnie w progu przekleństwami na ludzi, groźbami, dyabłami, których u waści zawsze gęba pełna; ludzie z Bogiem żyjący.
— A ja to już bez Boga mości dzieju?
— Nie ujmuję waści — kończył proboszcz zażywając tabaki — ale gniew masz ciągle w sercu, a to nic potém.
— Po cóż mnie jątrzą, po co mnie do niecierpliwości przyprowadzają?
— A waść sam?
— Któż począł? nie ja.
— Ot! co to gadać długo! po co darmo się rozwodzić. Pan Bóg dał syna Siekierzyńskim, pogodzilibyście się, zrób tylko krok ku temu.
— Ja! wrzasnął Wichuła — ja! żebym ustąpił temu hołyszowi... a! rychléj się mości dzieju ziemia pode mną zapadnie! o! co nie, to nie. To mówiąc splunął i rzucił się jak dzik skaleczony. — Zalał on mnie, zaleję i ja jemu za skórę gorącego sadła! a zobaczymy czyje będzie na wierzchu!
— A to po chrześcijańsku? — rzekł ksiądz.
— Już niech to będzie jak chce — odparł gwałtownie szlachcic — ale prędzéj niebo się na ziemię zwali, niżeli ja podam rękę pierwszy Siekierzyńskiemu...
Nie było co mówić więcéj; proboszcz pokiwał głową i poszedł do skarbnikowicza. Zastał go chodzącego wedle zwyczaju wielkiemi