Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z Firlejem widzimy w Prusiech, aliści wprędce potém na Rusi z Tatarami się uciera, w przestankach, żeby nie spać, na Litwie, byle harc zasłyszał, probuje szabli. Czasu pokoju jeździ, posłuje, komisarzuje, uczy się, nie spoczywając chwili. Z Tarnowskim był pod Obertynem, gdzie znowu szramą przez łeb od Wołocha został naznaczony, a było to cięcie nielada, bo z niego pól roku się lizał, i zawsze czuł po niém bole w nadwerężonéj kości. To mu jednak nie przeszkodziło bronić Czerkasów z Daszkiewiczem i być na wyprawie z Radziwiłłem i Tarnowskim, a potém ucierać się znowu nad Seretem. Mało znane są napaści tatarskie w ostatnich latach panowania Zygmunta Starego i pierwszych syna jego, choć cząstkowe i drobne, ale prawie nieustające: były to harce pograniczne, nie mające rozgłosu wojny, choć w nich życie narażało się jak w wielkich bojach; Hrehory szczególniéj je lubił i żadnych z tych godów nie opuścił bez udziału. Nikt tak może nie umiał, jak on, zaczaić się, zaskoczyć i podejść, a w potrzebie czoło postawić i twardo placu dostać. Gdzie on był, pewne zwycięstwo, bo życia nie szacował i panu Bogu je ofiarując za grzechy, na każdą potyczkę szedł jak na śmierć, nie oglądając się za siebie. Kiedy Tatarów nie stawało, a cicho napasłszy się siedzieli, ruszał do Inflant, aby nie próżnować, i tam cudów dokazywał w podjazdowéj wojnie, do któréj się był wprawił przez wiek cały. Ręki zaś po zapłatę ani do króla, ani do kraju nie wyciągnął ni razu; mijano go, milczał, a gdy drudzy oburzali się na niesprawiedliwość, odpowiadał im z dumą szlachetną, że nie jest jurgieltnikiem pańskim, ale sługą bożym, i od Boga w niebie nagrody, nie od ludzi na ziemi wygląda. Obok rycerskiego ducha, była w nim i wielka wiara i wzniosła pobożność, bez któréjby takie dzieła dokonane być nie mogły; one tylko siłę dają do czynów bohaterskich — nie rodzi ich duma ludzka, ani krew, ani żądza sławy... Umierając, cieszył się Hrehory Szyjowy, że dwóch po sobie godnych imienia synów zostawił, obaj już byli mężowie dojrzali, obaj szli już tą drogą, którą im rodzic wskazał, swoim przykładem. Starszy Paweł, masz go tu na portrecie, wykapany ojciec — rzekł starzec, wskazując drugie płótno — ale już w téj twarzy jest coś więcéj, coś inaczéj, niż w pierwszéj: strój staranny, same rysy wydelikatniałe, oko patrzy rozumniéj i bystrzéj; obok wojownika, masz już i człowieka rady; na czole trochę ambicyi, któréj śladu w pierwszym nie było, i nieco więcéj dumy, chociaż poczciwéj... Domyślasz się, czujesz, że to ojciec rodziny, która między pierwszemi zasiąść będzie miała prawo. Obok niego masz młodszego brata Wasyla, który, jak powiadają, do matki był podobny; twarz ponura, ale charakter w niéj potężny; cały w żelazo okuty, pułkownikowska buława w prawicy, broda w pas, dziko pa-