Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XVII.

Proszę sobie wystawić wśród tego towarzystwa, jakie się znajdowało w Karlinie, obojga pułkownikowstwa, prezesa, Juliana, Anny i Poli, rozmawiających w salonie i upatrujących chwili, w któréj przystojnie rozejść się będzie można... wpadającego obcego zupełnie, z innego świata człowieka, znanego nam Aleksego.
Nieśmiały, choć energiczny, skromny, choć nie czuł się niższym moralnie od nikogo, bo surowo pełnił życia powinność, Drabicki nie miał najmniejszéj ogłady, nie znał form towarzyskich, i gdy mu przyszło oddać Julianowi jego odwiedziny w Karlinie, nie wiedział zrazu ani jaką obrać do tego godzinę, ani jak się tam ubrać, ani co począć raz przyjechawszy. Z Julianem samym łatwiéj mu było daleko, ale to, co go otaczało, ten inny świat nieznany, ci ludzie mówiący obcym językiem, w odmiennych zrośli obyczajach... przerażali go niesłychanie. Nie chciał walki, obawiał się śmieszności, przeczuwał upokorzenie i gdy wszedłszy do salonu znalazł się w tak liczném gronie nieznajomych, zaczerwienił się, pobladł, zmieszał, błagalne rzucając wejrzenie na Juliana. Szczęściem Julian znajdował się właśnie w salonie.
Aleksy, powiedzmy szczerze, piękny, gdy się uganiał w sukmanie, na dzikim koniu, wśród pól i lasów, lub, gdy zadumany powtarzał na staréj mogile wiersze starego ślepca greckiego — ubrany we frak źle uszyty, w odzienie bez smaku i starania sprawione, ledwie nie był śmiesznym wpośród ludzi, którzy ściśle pilnowali się mody, których oczy przywykły do jéj wymagań, a najmniejsza nieforemność razić je musiała. Dodajmy nieszykowność postawy człowieka, który się czuł nie na swojém miejscu i celem wejrzeń ciekawych tylu nieznajomych osób, a wytłómaczymy sobie, dlaczego znowu i Annie i prezesowi nawet, Aleksy wydał się bardzo niepocześnie i niedźwiedziowato.
Julian pośpieszył go przedstawić pułkownikowéj, prezesowi i ojczymowi, Anna przypomniała mu się z uprzejmością, którą starała się zbliżyć do siebie dzikiego przybysza, i Aleksy usiadł, a raczéj upadł na krzesło, nie mogąc jeszcze rozeznać w tym tłumie nikogo.
Julian chciał, oszczędzając mu przykryści i zakłopotania widocznego, zabrać go z sobą do swego pokoju, ale Anna, która ciekawą była poznać przyjaciela brata, tak bardzo przezeń zachwalonego, ciekawa Pola, która nań ze współczuciem już patrzała, potrosze prezes rad obcemu, mogącemu przerwać jego rozmowę z pułkownikiem, nie dozwolili na to. Pułkownikowa tylko pod pozorem bólu