Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stąpić im wszystkich, przeczuć życie, domyślić się ludzi i nawet w kierunku ogólnym spraw familijnych, często znaczące jéj słowo, na stronę prawą przechylało szalę. Prezes kochał ją, jak dziecię, więcéj niżby własną córkę miłował, i przenosił ją nad Juliana może, oceniając, jak zasługiwała; słowo Anny prawem było dla niego, słuchał jéj nawet, gdy się z nią nie zgadzał, i zdaniu jéj ulegał z pełną wiarą w jego niechybność, poświęcając mu nawet przekonanie swoje.
Zresztą, wiarę tę, poszanowanie, uwielbienie dla pięknéj Anny podzielali ci, co ją otaczali bez wyjątku, tak umiała urokiem łagodności, miłością, wylaniem się swém pozyskać sobie świat cały.
Dnia tego, któregośmy zajrzeli do Karlina, prezes przeciwko zwyczajowi swemu, ubłagany przez Annę i Juliana, nie chcąc przeciągnionemi odwiedzinami zmuszać pułkownikowéj do wyjazdu, sam po obiedzie wyjechał, przepraszając pułkownika, że choć się uważał za gospodarza domu, dla interesu gościa, opuścić musiał. Ulżyło to pani Delrio, gdy się dowiedziała o pośpieszném ustąpieniu prezesa i domyśliła się, że je była winna Annie. Sam pułkownik także lepszy humor odzyskał, ale nim nikogo ubawić nie potrafił, prócz doktora Grebera, mającego za obowiązek śmiać się z konceptów, nietylko pacyentów swoich, ale całéj ich familii. Pułkownikowa chciała znowu odwiedzić Emila, ale jéj to odradzono, składając na jego stan rozdrażnienia, a w istocie więcéj jeszcze obawiając się o nią.
Oprócz Anny, wesoło pracującéj i nie mającéj czasu się nudzić, wszyscy zresztą smutne dni pędzili na starym zamku. Julian, szczególniéj w chwilach wytchnienia, czuł nad sobą ten ciężar życia, ten brak celu, bez którego tęsknota śmiertelna ogarnia człowieka. Pozbawiony uczuć gwałtownych, z natury bojaźliwy i cichy, obracając się w kółku jednostajném i nie wywołującém silniejszych wzruszeń, nie czując się pociągniony w żadnę stronę przeważniéj i potężniéj, był w tym stanie odrętwienia, pół-snu, zdrzemania moralnego, z którego chyba umysłowe zajęcie, lub burzliwa wyrwać go mogła namiętność. Praca ciężka i jednostajna zabijała w nim do reszty młodzieńczą żywość, a była warunkiem bytu, pierwszą jego potrzebą; stryj zresztą, który go mógł wyręczyć, nie chciał tego czynić umyślnie, aby Julian sam sobie w życiu późniejszém wystarczyć potrafił.
Młody Karliński, choć miał liczne w swojéj sferze znajomości, nie miał przyjaciół; pierwszy raz może od opuszczenia uniwersytetu duszę swą mógł otworzyć Aleksemu, i ku niemu czuł się tak pociągnionym, że trzeciego, czy czwartego dnia, spojrzawszy na Żerby, zdaleka widne na horyzoncie, zapragnął pojechać do towarzysza... Zrazu, jak stał, rzucił się jechać, rozkazawszy zaprzęgać, ale